Firma FIBRAIN pierwszy raz w tym roku objęła patronat podczas rajdu ZŁOMBOL 2016! ZŁOMBOL jest wyprawą samochodów produkcji komunistycznej o orientacyjnej wartości pojazdu do 1000zł i ma na celu uzbieranie środków pieniężnych na zakup rzeczy dla domów dziecka. W tym roku FIBRAIN wsparł pozytywną ekipę z Krakowa „ Łosie w Kosmosie czyli Żukiem przez Europę” która szczęśliwie dojechała do celu, jak wyglądała ich przygoda podczas podróży? Czy mieli problemy podczas podróży? Jak wrażenia z rajdu? Dowiecie się w poniższym wywiadzie – zapraszamy serdecznie :)
FIBRAIN: Czy moglibyście się po krótce przedstawić, czym się zajmujecie na co dzień, jakie macie pasje? Marzenia?
EKIPA : Michał – inicjator i pomysłodawca wyprawy, szef teamu, właściciel Żuka, pierwszy i zarazem jedyny mechanik w załodze. Bez niego nie dojechalibyśmy nawet do Katowic na start. Na co dzień student Mikroelektroniki na AGH, pasjonat motoryzacji. Jego hobby ewoluowało przez lata, dziś jest to głównie elektronika pojazdowa. Zaczęło się od gokartów, poprzez Żuki, aż do członka zespołu AGH Racing startującego w inżynierskich zawodach Formuły Student.
Ola – luba Michała, ale to mniej istotne. Bardziej to, że dzięki Oli jedliśmy codziennie jak u Gordona Ramsaya. Wystarczy kilka migawek z naszych codziennych śniadań i wszystko jasne. Bez porannej, włoskiej kawy z kawiarki nigdzie się nie ruszaliśmy. Ola nie tylko dbała o nasze brzuchy, ale również o zdrowie, jako, że jest studentką ostatniego roku medycyny na Collegium Medicum UJ. Ma na swoim koncie staże zagraniczne i wymianę Erasmus w Austrii, bardzo sprytnie łączy podróżowanie z karierą. Kasia – wspólnie z Olą dbała o nasze zdrowe odżywianie. To dzięki niej w naszych owsiankach znalazły się takie skarby jak orzechy, nasiona chia czy żurawina. Od niedawna pochłonęło ją zamiłowanie do dietetyki i sportu. Piękna to miłość, bo my też korzystamy! Na co dzień studiuje psychologię na UP w Krakowie. Ania – już upieczona Pani Magister Psychologii UJ. Dołączyła do nas we Florencji po długim locie z Finlandii, gdzie obecnie pracuje. Jeszcze niedawno studiowała we Włoszech, korzystając z dobrodziejstw wymiany studenckiej Erasmus. Choć pochodzi z Krakowa, ostatnio rzadko tam bywa. Ciągle ją gdzieś nosi, ale na szczęście dla nas też znalazła kilka dni. W Finlandii jako stażystka przyczynia się do rozwoju młodego start-up'a. Ania ciągle dostarczała nam mnóstwa śmiechu swoim niezastąpionym poczuciem humoru, wyluzowaniem i dystansem do wszystkiego. Gdy nas opuściła, aby wrócić do pracy, od razu jakoś tak ciszej się zrobiło. Justyna – pasjonatka wszelakiego rękodzieła, szczególnie decoupage'u, ale również przepysznych i pięknych wypieków, które nie raz było nam dane spróbować. Dostarczała całej damskiej części załogi zajęcia na dłużące się czasem kilometry, ucząc wyrobu biżuterii. Wspólnie, dzięki Justynie i jej zaopatrzeniu, stworzyłyśmy mały warsztacik jubilerski na tyłach Żuka. Jest absolwentką romanistyki na UP i studentką animacji społeczno-kulturowej na UJ. Lubi dzieci i vice versa. Bartek – drugi i zarazem ostatni męski załogant. Niezastąpiony pomocnik szefa w razie problemów technicznych. Damska cześć w sytuacjach kryzysowych zajmowała się głównie niezwykle ważnym parzeniem kawy i gotowaniem… Programista w szanowanej firmie, ale wciąż student ostatniego roku Informatyki na AGH. Wraz z Justyną tańczą w zespole ludowym, z którym zwiedzają świat. Na swoim koncie mają już występy w Pekinie. Co następne? Może Meksyk? Jagoda - siostra Michała i osoba, którą raczej ciężko spotkać w domu. Łatwiej natomiast ujrzeć ją wspinającą się po skałkach, jeżdżącą na snowboardzie w Alpach, oprowadzającą Couchsurferów po Krakowie, czy będącą gdzieś na drugim końcu Europy (czy nawet Świata - nie zapominajmy o wyprawie do Kenii). W dni powszednie studentka Inżynierii Biomedycznej na AGH. Kiedy pierwszy raz usłyszała o pomyśle jazdy Żukiem przez kilka tysięcy kilometrów, od razu zapaliła się do tej idei. Stanęła na czele opozycji w stosunku do osób, które mówiły: "Zwariowałeś, Żukiem do Hiszpanii? Przecież wy tym do Olkusza nie dojedziecie!". Gdy ich Tata stał z tyłu i pukał się po głowie, wspierała Michała przy kupnie Żuka. Koniec końców i Tata przekonał się do pomysłu – bez jego pomocy przy remoncie samochodu, a także na odległość, gdy dosyłał zapasowe części do Hiszpanii, wyprawa nie miałaby szans powodzenia.
FIBRAIN: Skąd w ogóle pomysł na tak szaloną podróż jaką jest coroczna akcja ZŁOMBOL?
EKIPA: Złombol jest idealnym połączeniem Michałowej pasji do motoryzacji, naprawiania wszystkiego, rozkminiania, zabawy z kabelkami i silnikiem i podróżowania. Zaczęło się od filmiku dokumentalnego Terenwizji ze Złombola 2013 na NordKapp. Michał siedząc przed komputerem w domu, zapewne „ucząc” się do egzaminu, natknął się na niego i zawołał Jagodę, której od razu oczka się zaświeciły. Rajd kilkuset samochodów PRL-owskich na drugi koniec Europy. Zakręcona impreza z zajawionymi ludźmi z pasją, goniącymi za przygodą, połączona z działalnością charytatywną dla dzieciaków. Ryzyko rozkraczenia się gdzieś pośrodku niczego, konieczność współpracy i integracji z innymi, a w najgorszym wypadku łapanie stopa. Wieczorne popijanie piwka przy rozmowach o starych chłodnicach i przegrzewającym się silniku. Jedziemy? No raczej, że jedziemy! Michał z Jagodą nie musieli się długo zastanawiać. Decyzja zapadła momentalnie, poszukiwania Żuka i ekipy to już inna historia... Od tamtej pory minęło już sporo czasu, ale entuzjazm nie osłabł. W tym roku ekipa „Łosi w Kosmosie” ruszyła na Złombol już po raz trzeci! Metą była miejscowość San Vito Lo Capo na Sycylii.
FIBRAIN: Czy ciężko jest zorganizować taki samochód? Z czym najbardziej się borykaliście podczas przygotowania się do tak szalonej podróży?
EKIPA: Ilość czasu poświęcona na przygotowanie samochodu przed wyjazdem przełoży się na to, jak długo będziesz pod samochodem w trakcie Złombola... Najczęściej. Bo bywa też tak, że w aucie zrobionym na tip-top rozpadnie się najmniej spodziewana część, a samochód niedotknięty przed wyjazdem dojedzie bez problemu. Ale to jest też urok tego rajdu, że liczysz się z tym, że możesz nie dojechać (albo raczej dojechać z opóźnieniem o czas naprawy - słyszałem o kompletnym silniku do Poloneza dowożonym z Polski). My w naszym Żuku mamy cztery skrzynki części zapasowych, a i tak najczęściej psuje się coś czego nie mamy. Dzięki temu jednak możemy się podzielić nimi z innymi potrzebującymi ekipami! U nas przygotowaniem technicznym samochodu, z racji pasji motoryzacyjnych, zajmował się głównie Michał przy pomocy reszty załogi, przyjaciół i rodziny.
Michał: Chciałbym w tym miejscu podziękować mojemu Tacie, który bardzo pomógł nam w przygotowaniu auta w zeszłym roku. Nie wiem czy wyjazd udałby się gdyby nie Jego pomoc. Dzięki Tato! Tegoroczne przygotowanie samochodu w naszym wypadku wiązało się przede wszystkim z kompletną wymianą przedniego zawieszenia, chłodnicy, oleju, filtrów, pompy wody i paliwa, regeneracją układu kierowniczego. W tym roku pierwszy raz udało nam się skończyć wszystkie naprawy wcześniej niż o 3:00 w nocy w dniu wyjazdu! W zeszłych latach został zrobiony remont głowicy, wymiana podzespołów silnika oraz skrzyni biegów, tylnego mostu i instalacja gazowa. Przez nas został również założony bagażnik dachowy, markiza i kilka innych udogodnień. Cena wymienionych części przerosła już kilkukrotnie wartość samochodu, ale nie to się przecież liczy!
FIBRAIN: Najbardziej szalona sytuacja podczas podróży to…?
EKIPA: Nasz ostatni wieczór we Włoszech spędzony w Asyżu. Nikt z nas nie podejrzewał, że, sprawy tak się potoczą! Musimy przyznać, że św. Franciszek ugościł nas wyjątkowo. Zwiedzaliśmy sobie spokojnie Bazylikę, oglądaliśmy fresk za freskiem, w sumie nie bardzo świadomi tego na co patrzymy, gdy nagle zaczepił nas jeden z zakonników, do tej pory niewinnie czytający brewiarz pod ścianą:
- Parli italiano? Di dove sei?
- Di Polonia! - odpowiedziała po włosku Ola.
- O, to dobrze, chodźcie, coś wam pokażę...
I tak poznaliśmy ojca Łukasza, przemiłego franciszkanina, który z radością oprowadził nas po niedostępnych dla turystów częściach klasztoru. Zobaczyliśmy między innymi ogromny refektarz mieszczący tysiąc osób, dziedziniec z 800-letnią studnią, a także przepiękne podcienie, spod których widok na Perugię i otaczające góry zapierały dech w piersiach. Po pysznym espresso wybraliśmy się na spacer po całym mieście, odwiedzając po drodze najważniejsze punkty. Pałac Biskupi, Katedra, miejsce urodzenia Franciszka, mury miasta, główny plac to tylko część z tego co zobaczyliśmy. Wszystko to było okraszone opowieścią o. Łukasza o życiu Franciszka i historii Asyżu... Na koniec dostaliśmy zaproszenie na przepyszną pizzę i pana cottę, tak wyczekiwaną głównie przez Justynę i Michała przez cały wyjazd.
Nie pozostało nam nic innego, jak tylko próbować się odwdzięczyć za tak serdeczną gościnność! Zaprosiliśmy ojca Łukasza i spotkanego po drodze ojca Ryszarda na przejażdżkę Żukiem. Niestety, podczas zamykania drzwi rozbiła się szyba, wprost na ”lekko” zdziwionego ojca Ryszarda. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, nikomu nic się nie stało, z pewnością jest co wspominać, a w drodze powrotnej przekonaliśmy się, że karton jest dużo szczelniejszy niż żukowe szyby. Pasażerowi wreszcie nie wiało po uszach!
FIBRAIN: Czy mieliście jakieś kłopoty na trasie?
EKIPA: W tym roku mieliśmy mało awarii, zaledwie przetarty przewód hamulcowy (na szczęście nie w trakcie jazdy) i rozkręcony gaźnik. Czasem też rozrusznik nie współpracował, ale wtedy nawet włoscy Carabinieri pomagali zapalić na popych. W zeszłych latach mieliśmy poważniejsze problemy. Odkręciło nam się koło na autostradzie i zerwał się gwint przy świecy zapłonowej. Mieliśmy też trochę problemów z hamulcami przy zjeździe z na ponad 2700 m.n.p.m. Ale zawsze jakoś dawaliśmy radę. W takich sytuacjach trzeba zajrzeć do bagażnika i pobawić się w MacGyvera. Czasem też można poprosić inne ekipy lub lokalnych ludzi o pomoc, najczęściej chętnie służą swoją wiedzą, narzędziami czy częściami. To jest super w Złombolu!
FIBRAIN: Jak z noclegami? Czy przysłowiowa „kanapka” (spanie w ścisku) w Żuku towarzyszyła wam przez całą podróż?
EKIPA: Nocleg był dla nas zawsze zagadką. Planem był brak planów na nocleg. Wiedzieliśmy tylko, że ma to być ustronne miejsce, najlepiej z szumem morza, przepięknym widokiem o poranku i miejscem do umycia. Z campingu skorzystaliśmy tylko dwa razy, na mecie i przed wyprawą na Etnę. Dwie noce spędziliśmy w trasie lub gdzieś na poboczu śpiąc na „kanapkę”. Jednak mimo niewygód w końcu przychodziła też taka noc, jak w pierwszym opisie. Ulokowaliśmy się wówczas w lasku sosnowym przy brzegu morza, wysłanym igłami, było miękcej niż na łóżku. W okolicy znalazł się też prysznic na łonie natury. Pozostałe kąpiele zdarzały się na campingach, a mycie naczyń na stacjach benzynowych. No i tak właśnie czasem świeży, wyspani i najedzeni, a czasem tylko najedzeni, pokonaliśmy 7000 km.
Nie zawsze było różowo, nie obyło się też bez obaw i wątpliwości – Justyna, która pojechała z nami pierwszy raz w tym roku, opisuje: „Bałam się, że pod namiotem będzie strasznie zimno, niewygodnie, a każdej nocy będą nam towarzyszyć różne małe, dziwne stworzonka, owady i pająki. Nic bardziej mylnego! Grube swetry i getry powędrowały na dno torby, a kilka mrówek wcale nie przeszkadzało. Bywało trudno z noclegiem - zazwyczaj było tak już późno, że ciemna noc nie pozwalała nam na dokładne "zbadanie terenu". Mimo to w tym roku prawie zawsze byliśmy zachwyceni otaczającym nas krajobrazem o poranku. Oczywiście nie obyło się bez paniki! W ciemnym, sosnowym lesie widziałam przyglądającego się nam człowieka, który ostatecznie okazał się cieniem latarni... Nocleg nad brzegiem morza, gdy rozpętała się burza, również dostarczył mi wiele obaw. . A co jak będzie sztorm? A jak nas zaleje? Jak przeciekną namioty ? Nie wspominając już o piorunach… Nie ukrywam, że bałam się w takich momentach, ale opanowanie i brak obaw u bardziej doświadczonej części załogi mnie uspokajało. Mimo wielu niepokoi uważam, że Złombol był niesamowitą przygodą, ekscytującą wyprawą i możliwością poznania czegoś zupełnie innego!”
FIBRAIN: Co najbardziej zapamiętaliście z tego Rajdu?
EKIPA: Niesamowitą przygodą była wyprawa na wulkan Etna. Czegoś takiego nie spotkaliśmy jeszcze nigdy dotąd! Krajobraz iście jak z Księżyca (lub Mordoru), wiatr dosłownie zwalający z nóg, a do tego te niesamowite widoki z wysokości ponad 2000 m n. p. m.!
Warte wspomnienia jest też prawie każde śniadanie, które celebrowaliśmy z namaszczeniem, prysznic na tyłach opuszczonego hotelu gdzieś między pralką a oleandrami i rododendronami, noc, kiedy spaliśmy na plaży podczas strasznej burzy, owieczki pasące się zaraz za płotem campingu, każdy sympatyczny klakson od napotkanych złombolowych i nie tylko złombolowych kierowców, kanapka ze śledzioną w Palermo, wspólne grillowanie z innymi ekipami na mecie… Te wszystkie drobne wspomnienia składają się na niezapomniany klimat Złombola J
FIBRAIN: Czy planujecie w przyszłym roku podobną akcję, jeśli tak to gdzie?
EKIPA: Cel przyszłorocznego Złombola nie jest jeszcze nam znany. Zwykle ogłaszany jest w zimie. Żuk z roku na rok troszkę podupada na zdrowiu, a brak profesjonalnego warsztatu i narzędzi mogą uniemożliwić nam jego naprawę, dlatego też losy przyszłorocznego Złombola jeszcze się ważą. Ale spokojnie, w domu na pewno się nie zasiedzimy!
FIBRAIN: W takim razie trzymamy za Was kciuki! :)